Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/253

Ta strona została uwierzytelniona.

wiadał mi, że ciężko pracuje, by zarobić na sprowadzenie swej żony i dzieci z Niemiec. Mówił o tem z takiem przejęciem, że wzruszył moje serce. Pragnęłam kupić coś, aby mu pomóc w tak ważnej sprawie. Nagle spostrzegłam ową buteleczkę z farbą do włosów. Handlarz solennie zapewnił mnie, że farba ta zabarwi każde włosy na kruczy, czarny kolor, który się nigdy nie zmyje. W mgnieniu oka ujrzałam się w obramowaniu kruczo-czarnych włosów, i pokusa stała się nieprzezwyciężoną... Tylko, niestety, cena buteleczki była siedemdziesiąt pięć centów, ja zaś z moich oszczędności za kurczątka posiadałam jedynie pięćdziesiąt. Zdaje mi się, że handlarz miał bardzo dobre serce, gdyż rzekł, że dla mnie sprzeda ją za pięćdziesiąt, co znaczy tyle, jakby ją darował. Kupiłam więc, i gdy odszedł, pobiegłam na górę i natarłam włosy starą szczotką, wedle przepisu. Zużyłam całą buteleczkę, lecz kiedy ujrzałam straszny kolor, jakiego nabrały moje włosy, żałowałam szczerze, iż tak nagannie postąpiłam. I martwiłam się od tej chwili bezustannie.
— Mam nadzieję, że ci to posłuży za przestrogę — rzekła Maryla surowo — i wskaże, dokąd cię próżność zawieść może. Bóg raczy wiedzieć, co z tobą obecnie począć. Przypuszczam, że przedewszystkiem należy włosy bardzo starannie zmyć, tylko nie wiem, czy to się na co przyda.
Stosownie do tej rady, Ania zmyła włosy, szorując je bardzo silnie mydłem i wodą. Lecz daremne były wszelkie wysiłki: zielona farba nie dawała się zupełnie zetrzeć, tak samo jak naturalny rudy kolor włosów. Jakkolwiek uczciwość wędrownego handlarza mogła podlegać kwestji, pod jednym względem wyrzekł prawdę: farba była nie do zmycia.
— Co ja pocznę, Marylo? — pytała Ania, zalewając się łzami. — Nie potrafię przeżyć tego. Niezawodnie uległy już zapomnieniu moje poprzednie pomyłki, jak ciasto z kroplami walerjanowemi, spojenie wódką Djany i gwałtowne