— Rozumie się, że ty, Aniu, będziesz Elaine — rzekła Djana. — Ja nigdybym nie miała dość odwagi, by zdać się na łaskę prądu.
— Ani ja — potwierdziła Ruby Gillis stanowczo. — Rozumiem, iż przyjemnie jest, siedząc we dwie lub we trzy w łodzi, kołysać się na falach. Tak, to jest duża rozkosz! Lecz leżeć na dnie i udawać umarłą... nie potrafiłabym nigdy! Umarłabym naprawdę ze strachu.
— Niewątpliwie byłoby to romantycznie! — dodała Janka Andrews. — Ale jestem pewna, iż nie umiałabym zachować się bez ruchu. Co chwila zerkałabym wokoło, aby się przekonać, gdzie jestem, i czy prąd nie uniósł mnie zbyt daleko. A rozumiesz przecież, Aniu, że popsułoby to zupełnie wrażenie.
— Ależ śmiesznie byłoby wybrać rudowłosą Elaine — zaoponowała Ania. — Ja nie lękam się bynajmniej zdania się na łaskę prądu i pragnęłabym gorąco odegrać rolę Elaine. Niemniej jednak uważam, iż byłoby to śmieszne. Ruby powinna być Elaine, gdyż jest taka biała i ma przepyszne długie, złote włosy. „Jasne włosy Elaine spływały w dół“, znacie ten wiersz!
Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/257
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ IX.
Niefortunne przedstawienie.