dosłyszany okrzyk, lecz nie straciła przytomności. Jedna tylko była rada, jedna, jedyna...
— Byłam okropnie przerażona — opowiadała Ania nazajutrz pani Allan i latami wydawał mi się czas, zanim łódź dotarła do mostu, podczas gdy woda coraz więcej napływała do środka. Zaczęłam się modlić bardzo gorąco, lecz nie przymykałam oczu, wiedziałam bowiem, że jedynym sposobem ratunku było, aby łódź zbliżyła się do pali u mostu, tak, iżbym zdążyła się uchwycić którego z nich. Pani wie, iż owe pale są to stare pnie drzew, ze sterczącemi odłamkami gałęzi i sękami. Słuszną rzeczą było się pomodlić, ale jednocześnie należało uważać i mieć oko zwrócone na wszystko. Powtarzałam bezustannie: „Kochany Boże, pozwól, niech tylko łódka przybliży się do pali!“ W takich okolicznościach nie można myśleć nad ułożeniem pięknej modlitwy. Jednakże moja została wysłuchana, gdyż łódka na chwilę zbliżyła się do jednego z pali, a wówczas, zarzuciwszy szybko serwetę i szal na ramię, wdrapałam się na wystający sęk. I tak pozostałam, przytulona do śliskiego pala, bez możności poruszenia się w tę lub ową stronę. Była to bardzo nieromantyczna sytuacja, ale w owej chwili nie myślałam o tem. Trudno jest zastanawiać się nad romantycznością, kiedy się tylko co wymknęło z mogiły pod wodą. Odmówiłam dziękczynną modlitwę i całą uwagę skierowałam na mocne trzymanie się sęka, wiedziałam dobrze, że bez pomocy ludzkiej nie potrafię wydostać się na ląd.
Tymczasem łódka przesunęła się koło mostu i szybko zniknęła pod wodą. Ruby, Janka i Djana, oczekujące jej u owego drugiego przylądka, ujrzały nagle, że łódź tonie i ani na chwilę nie wątpiły, że i Ania znalazła się pod wodą. Stanęły nieruchome, blade, zamarłe z trwogi. Potem z głośnym okrzykiem przerażenia pomknęły w szalonym pędzie przez las, nie rzuciwszy ani jednego spojrzenia na most. Ania, rozpaczliwie przytulona do swej zbawczej podpory, widziała poruszające się w biegu ich sylwetki i sły-
Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/261
Ta strona została uwierzytelniona.