Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/268

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy dzisiejszy wieczór to nie istny purpurowy sen, Djano? Cieszę się tak bardzo, że żyję! Rankiem wydaje mi się zawsze, że poranki są najpiękniejsze, a wieczorem jestem znowu zdania, iż wieczory są niezrównane.
— Wistocie wieczór jest bardzo piękny — potwierdziła Djana — ale, Aniu, jakie ja ci przynoszę nowiny! Zgadnij! Pozwalam ci trzykrotnie zgadywać.
— Karola Gillis, pomimo wszystko, weźmie ślub w kościele, i pani Allan poleci nam go przystroić.
— Nie. Narzeczony Karoli nie chce się na to zgodzić, gdyż obecnie biorą już tylko ślub cywilny i on uważa, że ślub w kościele przypomina pogrzeb. Żałuję, byłaby to duża przyjemność. Zgaduj dalej!
— Matka Janki pozwoliła jej wyprawić podwieczorek na urodziny?
Djana zaprzeczyła ruchem głowy, a jej szafirowe oczy wesoło się uśmiechały.
— Nie domyślę się, co to być może — rzekła Ania w rozpaczy. — Może Moody odprowadził cię wczoraj wieczorem do domu, co?
— O! — zawołała Djana z oburzeniem — z pewnością nie pochwaliłabym się tem, gdyby to uczynił.. ten nieznośny chłopiec! Widzę, że nie potrafisz zgadnąć. Otóż powiem ci, mama moja otrzymała dziś list od ciotki Józefiny, która zaprasza ciebie i mnie na przyszły wtorek do miasta dla zwiedzenia z nią wystawy. Cóż ty na to?
— Ach, Djano — szepnęła Ania, tak bardzo wzruszona, aż musiała się oprzeć o pień klonu — Czy to jest wistocie prawdą? Lękam się tylko, że Maryla nie zgodzi się na to. Bez wątpienia powie, żem nie powinna pozwolić na takie spacery. Tak właśnie wyraziła się w zeszłym tygodniu, gdy Janka zaprosiła mnie, abym pojechała wraz z nimi na koncert w hotelu na Białych Piaskach. Pragnęłam tego bardzo, lecz Maryla orzekła, że lepiej będzie, gdy pozostanę w domu i popracuję nad lekcjami. Niezmiernie mnie to dotknęło, Djano! Byłam tak zgnębiona, że, uło-