leśne pokrywały wasze korzenie, w pobliżu szemrałby strumyk, a w gałęziach świegotały ptaki, czyżbyście wtedy nie rozrosły się szybko? Tutaj, gdzie jesteście, nie możecie się rozwijać! Doskonale rozumiem, jak wy się tu czujecie, kochane drzewka! Przykro mi było dziś rano, kiedym się z niemi żegnała. Człowiek przywiązuje się do niektórych rzeczy, wszak prawda? Czy w pobliżu Zielonego Wzgórza jest jaki strumyczek? Zapomniałam spytać o to panią Spencer!
— Pewnie, że jest, tuż za naszym dworkiem.
— Co za szczęście! Zawsze marzyłam o tem, żeby mieszkać kiedy nad strumykiem! Ale nie spodziewałam się wcale, że to się ziści. Marzenia nie zawsze się spełniają, prawda? Teraz będę prawie zupełnie szczęśliwa! Bo zupełnie szczęśliwą nigdy być nie mogę, gdyż... jaki to jest kolor?
Ujęła jeden ze swych długich, lśniących warkoczy, opadających na chude plecy, i zbliżyła go do oczu Mateusza, który nie przywykł wprawdzie wyrokować o kolorze warkoczy damskich, lecz w tym wypadku nie mógł mieć żadnych wątpliwości.
— Czerwony, czy nie? — rzekł.
Dziewczynka odrzuciła warkocz z westchnieniem tak głębokiem, iż zdawało się wydobywać niemal z jej stóp i wyrażać smutek wielu wieków.
— Tak, czerwony — potwierdziła z rezygnacją. — Teraz zrozumiał pan, dlaczego nie mogę być zupełnie szczęśliwą. Nie może nią być osoba, posiadająca czerwone włosy! Wszystkiem innem: piegami, zielonemi oczami i moją chudością nie martwię się tyle. Potrafię sobie wyobrazić, że jest inaczej. Potrafię sobie wyobrazić, że mam najdelikatniejszą płeć koloru różowego płatka róży i fiołkowe oczy, błyszczące jak gwiazdy. Ale nie mogę sobie wyobrazić, że nie mam tych włosów. Staram się o to, powtarzam sobie: włosy twoje są lśniąco czarne, czarne jak skrzydła krucze. Napróżno! Wiem, że są czerwone, jak ogień, i serce mi
Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/27
Ta strona została uwierzytelniona.