Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/276

Ta strona została uwierzytelniona.

jak poprzednia do miasta... milsza nawet, dgyż doznawały rozkosznego uczucia, że u celu podróży czeka je dom rodzinny. Słońce chyliło się ku zachodowi, gdy przejechali Białe Piaski i dostali się na wybrzeże. W dali na szafranowo-żółtych obłokach rysowały się ciemne wzgórza Avonlei, Poza jadącemi wyłaniał się wielki księżyc z wód morza, które w jego świetle stawało się coraz bardziej promienne i lśniące. Każda najmniejsza zatoka wzdłuż wijącego się wybrzeża stawała się istnym cudem drżących, rozkołysanych fal, które z przytłumionym hukiem rozbijały się o skały nadbrzeżne, a słony zapach morza przesycał chłodne, surowe powietrze.
— Ach, jakże cudnie jest żyć i powracać do domu! — westchnęła Ania.
Kiedy minęli mostek na stawie pod Zielonem Wzgórzem, światło z kuchni Cutbertów powitało ich przyjemnem migotaniem, a przez otwarte drzwi buchnął płomień z kominka, rzucając ciepły czerwony żar w chłodną noc jesienną. Ania wesoło zbiegła ze wzgórza i wpadła do kuchni, gdzie gorąca wieczerza czekała na stole.
— Powróciłaś wreszcie! — zawołała Maryla, odkładając swą robotę.
— Tak — zawołała Ania radośnie — jakże rozkosznie powrócić do domu!... Mogłabym ściskać i całować wszystko. Cóż to, Marylo, pieczony kurak? Nie sądzę, by był dla mnie przygotowany!
Owszem, dla ciebie, Aniu — odpowiedziała Maryla. — Wyobrażałam sobie, jak bardzo głodna będziesz po tak długiej drodze i chciałam, byś zjadła coś bardzo smacznego. Zasiądziemy do wieczerzy, gdy tylko Mateusz nadejdzie. Muszę przyznać, iż cieszę się, żeś już powróciła. Straszna tu była pustka bez ciebie. Nie pamiętam wcale równie długich czterech dni.
Po wieczerzy Ania uklękła przed kominkiem pomiędzy Mateuszem i Marylą i opowiadała im szczegółowo o swej