nijne połączenie zmroku ze światłem zarzewia. Miłości, wyrażającej się w szczerej mowie i spojrzeniu oczu, Maryla nie potrafiła się nauczyć. Lecz umiała kochać to szczupłe, szarookie dziewczę uczuciem tem głębszem i silniejszem, iż tak mało na zewnątrz wyjawianem. Lękała się trochę, że to przywiązanie czyni ją może zbyt pobłażliwą. Doznawała przykrej obawy, czy takie gorące ukochanie jednej ludzkiej istoty nie jest niesprawiedliwością, i z tego powodu nieraz zadawała sobie pewien gwałt, starając się być surowszą i krytyczniej usposobioną dla swej wychowanki, niż czyniłaby to wtedy, gdyby była mniej do niej przywiązana. Niewątpliwie Ania sama nie miała pojęcia o tem, jak bardzo Maryla ją kochała. Niejednokrotnie myślała, że niezmiernie trudno jest zadowolić Marylę, która zapewne nie ma dla niej sympatji i zrozumienia. Lecz natychmiast z wyrzutem odsuwała od siebie myśl podobną, przypominając sobie, jak wiele zawdzięcza swej opiekunce.
— Aniu — rzekła nagle Maryla — panna Stacy była tutaj podczas twej nieobeności.
Ania drgnęła i z westchnieniem powróciła z dalekich światów.
— Była? Ach, jakże żałuję! Dlaczego Maryla nie zawołała mnie? Byłyśmy z Djaną tylko w Lesie Duchów. Cudnie jest teraz w lasach! Cały drobiazg leśny... paprocie, krzaczki jagód i trawy ułożyły się do snu, jak gdyby je kto nakrył kołderką z liści... poleżą tak do wiosny. Wyobrażam sobie, że mały popielaty elf, spowity w szal o tęczowych barwach, zakradł się ku nim, na paluszkach, ostatniej księżycowej nocy i pootulał je pieczołowicie. Djana nie bardzo temu wierzy. Nie zapomniała ona dotąd nagany, jaką w swoim czasie udzieliła jej matka za owe zaczarowane istoty w Lesie Duchów. Miało to bardzo zły wpływ na jej wyobraźnię... Djana i ja przyrzekłyśmy sobie zupełnie poważnie nigdy nie wyjść za mąż i mieszkać razem jako stare panny. Jednak Djana nie pawzięła jeszcze absolutnie stanowczej decyzji, bo uważa, iż może szlachetniej
Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/279
Ta strona została uwierzytelniona.