Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.

kolanach, a twarzyczkę w niemym zachwycie podniosła ku wspaniałemu sklepieniu. Wtedy nawet, gdy już wyjechali z alei, dziewczynka pozostała jeszcze milcząca, bez ruchu.
Przejechali w milczeniu Newbridge[1], gęsto zaludnione miasteczko, gdzie psy, ujadając, rzuciły się na nich, mali chłopcy witali ich podrzucaniem czapek w górę, a wiele twarzy ciekawie wychyliło się z okien. Przebyli prawie ze trzy mile, a dziewczynka wciąż jeszcze nie zaczynała rozmowy. Prawdopodobnie umiała milczeć równie wytrwale, jak i mówić.
— Domyślam się, że jesteś porządnie zmęczona i głodna — rzekł wreszcie Mateusz, nie mogąc inaczej wytłumaczyć sobie jej milczenia. — Ale znajdujemy się już niedaleko domu, o parę mil tylko.
Z głębokiem westchnieniem ocknęła się ze swych marzeń i spojrzała nań, jak istota, która dotąd bujała w dalekich, gwiaździstych przestworzach.
— Ach, panie Cutbert — szepnęła — to białe... ta biała droga... co to było takiego?
— Masz pewnie Aleję na myśli — odpowiedział Mateusz po chwili namysłu. — Tak, to bardzo ładne miejsce.
— Ładne? O, ładne to wcale niedostateczna nazwa. Ani piękna, to także nie wystarcza. Ono jest cudowne, cudowne! Jest to pierwsza rzecz, którą widziałam w życiu, a której nie możnaby sobie wyobrazić cudowniejszą. Tutaj — wskazała ręką piersi — tutaj sprawiło mi to ból nawet, ale ból przyjemny. Czy pan doznawał kiedy takiego bólu, panie Cutbert?
— Nie, nie pamiętam, abym go miał kiedykolwiek.

— Ja często go doznaję. Zawsze, ilekroć widzę coś cudownie pięknego? Ale dlaczego nazwaliście to królewskie sklepienie Aleją? Przecież ta nazwa nic nie wyraża! Powinnoby to się nazywać... zaraz, pomyślę tylko... Białą drogą rozkoszy. Czy to nie byłaby śliczna nazwa? Kiedy mi

  1. Niubrydż.