Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/291

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ XII.

Zwierzenia.

Ania w istocie spędziła to lato wesoło i używała go całą duszą. Wraz z Djaną przebywały całemi dniami poza domem, napawając się urokiem, jaki Aleja Zakochanych, Źródło Nimf leśnych, Jeziora lśniących wód i Wyspa Wiktorji potrafiły przed niemi roztoczyć. Maryla nie broniła Ani tej swobody. Lekarz ze Spencervale, który odwiedził był Mimi, chorą na krup owej pamiętnej nocy, spotkał Anię na początku wakacyj w domu jednego ze swych pacjentów. Przyjrzał jej się bystrym wzrokiem, wydął usta, pokiwał głową i za pośrednictwem jakiejś znajomej kazał Maryli powiedzieć:
— Niechaj to rudowłose dziewczątko spędzi całe lato na powietrzu i nie zagląda do książek, zanim nie nabierze większej sprężystości w ruchach.
Poselstwo to przeraziło niezmiernie Marylę. Wyobrażała sobie, że Ania bezwarunkowo umrze na galopujące suchoty, o ile polecenie lekarza nie zostanie skrupulatnie wykonane. Wskutek tego Ania użyła rozkoszy lata w takim stopniu, w jakim swoboda i wesołość na to pozwolić mogły. Odbywała przechadzki, wiosłowała, zbierała jagody i marzyła, ile tylko zapragnęła. A kiedy wrzesień nadszedł, była znowu rzeźka i jasnooka, o ruchach niezmiernie sprężystych,