Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/294

Ta strona została uwierzytelniona.

estem w wysokim stopniu odpowiedzialną za siebie. Jeślij nie wyrosnę na taką, jaką być powinnam, nie będę przecie mogła się cofnąć i zacząć na nowo. Urosłam na dwa cale tego lata, Marylo. Pan Gillis mierzył mnie, kiedyśmy były na podwieczorku urodzinowym u Ruby. Cieszę się niezmiernie, że moje nowe sukienki są dłuższe. Ta ciemnozielona jest prześliczna, i Maryla poczciwie uczyniła, każąc ją przybrać falbaną. Wiem, że to nie było konieczne, lecz falbany są tak bardzo modne obecnie, i Józia Pay ma wszystkie swe suknie z falbanami. Z pewnością będę teraz jeszcze pilniejsza w nauce. Mam takie przyjemne uczucie gdzieś na dnie serca z powodu tej falbany.
— W takim razie dobrze się stało, żem ją kazała zrobić — zauważyła Maryla.
Panna Stacy, powróciwszy do szkoły w Avonlei, zastała swoich wychowanków jeszcze więcej zapalonych do nauki niż przedtem. Szczególniej komplet przyszłych seminarzystów wytężał swe siły nadewszystko. Albowiem w dali, w końcu roku szkolnego, rzucając mglisty cień na całą pozostającą do przebycia drogę, wyłaniało się już widmo „wstępnego egzaminu“, na myśl o którym serduszko każdego z uczących się zamierało w trwodze. Wyobrazić sobie, że się nie zda! Myśl ta nawiedzała Anię często podczas wolnych chwil w południe niedzielne. Ilekroć trapiły ją ciężkie sny, widziała siebie wpatrującą się w listę kandydatów, którzy zdali szczęśliwie egzamin do Seminarjum. Na pierwszem miejscu wielkiemi literami widniało nazwisko Gilberta Blythe, zaś jej nazwiska nie było tam wcale.
Pomimo to zima była wesoła, pełna zajęć i mijała prędko. Wykłady były tak zajmujące, współzawodnictwo w klasie jednako żywe, jak dawniej. Nowe światy myśli, uczuć i ambicji, świeże czarujące horyzonty dotąd niewyzyskanych wiadomości otwierały się przed chciwemi wiedzy oczami Ani.
Było to po większej części zasługą taktownego, starannego i rozumnego kierownictwa panny Stacy. Uczyła swych wychowańców myśleć, szukać i odkrywać coraz coś nowego