Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/297

Ta strona została uwierzytelniona.

— Klub powieściowy przestał już istnieć. Nie mamy nań czasu, a przytem byłyśmy już nim znużone. Szkaradna była ta pisanina o miłości, zbrodniach, ucieczkach i tajemnicach. Panna Stacy dla wprawy stylowej każę nam od czasu do czasu pisywać jakąś nowelę czy powiastkę, lecz pozwala jedynie na coś takiego, cośmy mogły były przeżyć osobiście w Avonlei. Sama jest bardzo surowym sędzią i nam także poleca surową cenzurę tego, co piszemy. Nie sądziłam nigdy, zanim same nie zaczęłyśmy krytykowania naszych prac, że moje wypracowania mają tak liczne błędy. Wstydziłam się tak bardzo, że postanowiłam wogóle nie pisywać, ale panna Stacy powiedziała, że mogę nauczyć się pisać dobrze, o ile sama będę swym najsurowszym krytykiem. Więc też próbuję.
— Dwa miesiące dzielą cię tylko od egzaminu — rzekła Maryla. — Czy myślisz, że zdasz go?
Ania zadrżała.
— Nie wiem. Czasami wydaje mi się, że zdam jak najlepiej... innym razem strach mnie ogarnia, kiedy o tem pomyślę. Pracowałyśmy bardzo gorliwie, i panna Stacy była niezmordowana, pomimo to jednak możemy przepaść. Każde z nas ma swoją piętę Achillesową. Moją jest, rozumie się, geometrja, Janki łacina, Ruby i Karolka algebra, a Józi arytmetyka. Moody Spurgeon mówi, że czuje, iż zetnie się z historji Anglji. Panna Stacy urządzi nam w czerwcu egzamin próbny, na wzór owego ostatecznego, decydującego o wstępie do Seminarjum, i będzie nas równie surowo przepytywała. W ten sposób nabierzemy pojęcia, jak należy odpowiadać. Ach, jakże pragnę, aby już było po wszystkiem. Myśl ta nie daje mi spokoju. Nieraz budzę się w nocy i rozmyślam, co zrobię, jeśli nie zdam.
— Będziesz wtedy jeszcze rok chodziła do szkoły, a następnie zdawać będziesz po raz drugi — rzekła Maryla tonem obojętnym.
— O, nie wyobrażam sobie, bym miała tyle hartu duszy. Co za wstyd nie zdać, szczególniej, jeśli Gil... jeśli