Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/300

Ta strona została uwierzytelniona.

łyśmy wiele miłych chwil, Aniu, prawda? Strasznie mi jest, gdy pomyślę, że to wszystko już minęło bezpowrotnie.
Wielkie dwie łzy stoczyły się po policzkach Djany.
— Gdybyś ty przestała płakać, Djano, to i ja możebym potrafiła zapanować nad wzruszeniem — rzekła błagalnie Ania. — Ilekroć schowam chustkę do nosa, a spojrzę na twoje oczy, tonące we łzach, płacz znowu ściska mnie za gardło. Nieraz wydaje mi się, że pragnęłabym jednak powrócić do szkoły w roku przyszłym. Są nawet chwile, w których pewna jestem, że nie zdam. Chwile te zdarzają mi się, niestety, bardzo często.
— Cóż znowu! Zdałaś świetnie egzamin, urządzony na próbę przez pannę Stacy.
— Tak, ale ten egzamin nie niepokoił mnie. Kiedy zaś myślę o tamtym, czuję zimny dreszcz wokoło serca. A przytem będę trzynastą z kolei. Józia Pay powiada, że to feralna liczba. Nie jestem przesądna i wiem, iż to nie może mieć wpływu. Jednakże wołałabym nie być trzynastą.
— Szkoda, że nie mogę być tam z tobą — rzekła Djana. — Byłoby nam razem bardzo rozkosznie, tak jak dotąd. Myślę jednak, że będziesz musiała pracować i wieczorami, prawda?
— Nie, panna Stacy kazała nam przyrzec, że absolutnie nie zajrzymy do książek. Mówi, że to nas tylko zmęczy i pogmatwa w głowach, że powinniśmy użyć przechadzki, zupełnie nie myśleć o egzaminach i wcześnie udawać się na spoczynek. Jest to dobra rada, lecz obawiam się, że trudno będzie jej usłuchać. Prissy Andrews mówiła mi, że podczas egzaminów siadywała codziennie nad książkami długo po północy i kuła na zabój. Więc ja też postanowiłam siedzieć co najmniej tak długo jak ona. Jakże poczciwie postąpiła twoja ciotka Józefina, zapraszając mnie, bym zamieszkała w Beechwood, gdy przyjadę do miasta.
— Napiszesz mi stamtąd, prawda?
— Napiszę we wtorek wieczorem i opowiem ci, jak minął pierwszy dzień — przyrzekała Ania.