Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/301

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie ruszę się z biura pocztowego ani na chwilę przez całą środę — zapewniała Djana przyjaciółkę.
W następny poniedziałek Ania pojechała do miasta, a w środę, wedle umowy, Djana czekała na poczcie, gdzie odebrała list tak upragniony.
„Najdroższa Djano“, pisała Ania, „oto jest wtorek wieczór i piszę te wyrazy w bibljotece Beechwoodu. Wczoraj wieczorem było mi strasznie smutno samej jednej w moim pokoju. Jakże żałowałam, iż ciebie nie było! Nie mogłam „kuć“, gdyż przyrzekłam pannie Stacy, że tego nie zrobię. Ale wierzaj, iż równie trudno było mi się powstrzymać od przeglądania podręcznika historji, jak w swoim czasie od czytania powieści przed odrobieniem lekcji.
„Dziś rano panna Stacy przyszła po mnie i udałyśmy się razem do Seminarjum, zabierając po drodze Jankę, Ruby i Józię. Ruby kazała mi dotknąć się jej rąk: były zimne, jak lód. Józia zauważyła, iż wyglądam, jakbym nie spała ani jednej chwili przez całą noc i dodała, że nie wierzy, bym była dość silna do zawodu nauczycielskiego, nawet gdybym najświetniej zdała egzaminy. Bywają i teraz jeszcze takie chwile, w których mi się zdaje, że niewielkie uczyniłam postępy w uczuciach moich względem Józi.
„Zbliżając się do Seminarjum, spotykałyśmy całe gromady studentów, przybyłych ze wszystkich stron naszej wyspy. Pierwszy, którego przywitałyśmy, był to Moody Spurgeon, siedzący na schodach i mruczący coś do siebie. Janka spytała go, cóż to za monolog recytuje? Odpowiedział, iż powtarza tabliczkę mnożenia ciągle, bezustannie, aby w ten sposób uspokoić swe nerwy, i prosi, byśmy na miłość Boską nie przerywały mu, gdyż jeśli się na chwilę zatrzyma, strach przed egzaminem znowu go ogarnie i z pewnością zapomni wszystko, co umie. Tylko tabliczka mnożenia utrzymuje ład w jego głowie!
„Kiedy nas rozmieszczano w rozmaitych pokojach, panna Stacy odeszła, pozostawiając nas własnym losom. Janka i ja siedziałyśmy obok siebie, a Janka była tak spo-