Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/329

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ XVI.

Zima w seminarjum.

Tęsknota Ani osłabła, dzięki temu, że co tydzień odwiedzała swój ukochany dom. Dopóki trwała piękna pogoda, studenci z Avonlei stale w piątki wieczorem jeździli do Carmody nową kolejką. Djana i kilkoro z młodzieży avonlejskiej oczekiwali ich na dworcu, i wszyscy razem wesołą gromadką powracali do swoich. Ania uważała, że te wieczorne przechadzki piątkowe poprzez jesienią zabarwione wzgórza, w świeżem powietrzu, przy świetle zdala migających ognisk z mieszkań avonlejskich, były to najmilsze i najcenniejsze godziny z całego tygodnia.
Gilbert Blythe prawie że stale towarzyszył Ruby i niósł jej torbę podróżną. Ruby wyrosła na bardzo ładne dziewczę i uważała się za zupełnie dorosłą, pomimo że właściwie nie była nią jeszcze. Suknię miała na sobie tak długą, jak tylko matka jej zezwalała na to, a w mieście upinała włosy wysoko, pomimo że w domu musiała mieć warkocze spuszczone. Miała wielkie, jasno błękitne oczy, prześliczną cerę i zręczną postawę. Śmiała się bardzo dużo, była wesoła, zawsze dobrze usposobiona i cieszyła się każdą radosną chwilą w życiu.
— Jednakże nigdy nie przypuszczałam, aby Gilbert mógł sobie upodobać ten rodzaj urody — szepnęła Janka do Ani.