Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/334

Ta strona została uwierzytelniona.

wtuloną w obie dłonie, z oczami, pełnemi obrazów, głucha na paplaninę koleżanek, spoglądała poza dachy domów, podziwiając wspaniałe sklepienie obłoków, oblanych światłem zachodzącego słońca, i snuła marzenia przyszłości ze złotej przędzy młodzieńczego optymizmu.
Cała przyszłość należała do niej, tyle różowych obietnic, wychylających się z szeregu przyszłych lat, a każdy rok, jako ponętna róża, wpleciona w nieśmiertelną girlandę.