Rankiem, gdy ostateczne wyniki egzaminów miały być ogłoszone w seminarjum, Ania i Janka razem przechadzały się po ulicy. Janka była szczęśliwa i uśmiechnięta. Egzaminy minęły i ostatecznie pewną była, że zdała i otrzyma patent. Inne względy nie niepokoiły Janki; nie posiadała ona wyższych ambicyj, więc też nie przechodziła nigdy gorączki niepokoju. Okupujemy bowiem pewną ceną wszystko, co zdobywamy lub otrzymujemy w życiu. I chociaż ambicje są warte tego, nie mogą być tanio zdobyte, lecz wymagają pewnego nakładu pracy, niepokojów i zaparcia się siebie.
Ania była blada i spokojna. Za mniej więcej dziesięć minut będzie już wiedziała, kto zdobył medal, a kto stypendjum.
— Niema wątpliwości, że ty otrzymasz jedno lub drugie z tych odznaczeń — rzekła Janka, nie mogąca wyobrazić sobie, aby Rada seminarjum okazała się na tyle niesprawiedliwą, by rozrządzie inaczej.
— Nie łudzę się nadzieją otrzymania stypendjum — odpowiedziała Ania. — Wszyscy twierdzą, że Emilja Clay je dostanie. Ale nie pójdę do kancelarji, aby się osobiście o tem dowiedzieć, nie mam tej moralnej odwagi. Idę do szatni dziewcząt! Ty przeczytaj ogłoszenie i przyjdź mnie zawiadomić, Janko. Ale błagam cię w imię naszej dawnej
Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/335
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ XVII.
Sława i marzenie.