Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/337

Ta strona została uwierzytelniona.

czytała najlepsze wypracowanie. Wskazywano ją sobie i szeptano, że to ona zdobyła stypendjum Avery.
— Przyznaj, Marylo, żeś zadowolona, iż ją zatrzymałaś? — szepnął Mateusz, kiedy Ania skończyła czytać.
Były to jego pierwsze wyrazy od chwili, gdy wszedł do sali.
— Nie po raz pierwszy jestem z tego zadowolona. Chyba już dawno powinieneś był to zrozumieć, braciszku — odpowiedziała Maryla.
Panna Barry, siedząc poza nimi, przechyliła się i parasolką dotknęła Maryli.
— Czy nie jesteście dumni z waszej Ani? Ja jestem bardzo dumna — rzekła.
Ania powróciła tegoż wieczoru do Avonlei z Mateuszem i z Marylą. Nie była już w domu od kwietnia i czuła, że nie potrafi czekać dłużej na tę chwilę. Jabłonie były osypane kwiatami, a cały świat był świeży i młody. Djana oczekiwała ją na Zielonem Wzgórzu. W swym ukochanym białym pokoiku, gdzie Maryla ustawiła na oknie kwitnącą różę, Ania rozejrzała się i westchnęła z uczuciem szczęścia.
— Ach, Djano, jakże mi miło, że jestem znów w domu. Jaka to rozkosz widzieć znowu jodły, zarysowujące się na błękicie nieba... i ten biały sad, i tę starą Królowę Śniegu. Czyż nie słodkim jest zapach mięty? A ta cudna róża!... Jest w niej i poezja, i nadzieja, i prośba! I co za radość widzieć się znowu z tobą, Djano!
— Sądziłam, że wolisz Stellę Maynard — rzekła Djana z wyrzutem — Józia Pay mi to powiedziała; twierdzi, że jesteś zakochana w Stelli.
Ania roześmiała się i zwiędłą konwalijką ze swego bukietu cisnęła w Djanę.
— Stella Maynard jest to najmilsze dziewczę pod słońcem, oprócz jednego, którem ty jesteś, Djano — rzekła. — Kocham cię więcej niż kiedykolwiek... i mam ci tyle do opowiedzenia! Ale w tej chwili uważam, że dość już szczęścia siedzieć tu spokojnie i patrzeć na ciebie. Jestem zmęczona...