Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/339

Ta strona została uwierzytelniona.

wie. Przyjdzie to o tyle łatwiej, że ty będziesz w domu. Tyś zawsze umiała go rozweselić.
Ania przechyliła się poprzez stół i objęła twarz Maryli.
— I Maryla nie wygląda tak dobrze, jak zwykle — rzekła. — Taki wyraz znużenia na twarzy! Obawiam się, czy też Maryla nie pracuje zbyt wiele. Teraz, dopóki ja pozostanę w domu, musicie wy, moi drodzy, wypocząć. Jutrzejszy dzień poświęcę na odwiedzenie i powitanie wszystkich drogich, miłych kątów i rozbudzenie dawnych wspomnień, potem zaś wy będziecie próżnowali, natomiast ja zabiorę się do pracy.
Maryla uśmiechnęła się serdecznie.
— Nie praca męczy mnie... to wina mego wzroku. Obecnie miewam tak często ból... poza oczami. Doktór Spencer już kilkakrotnie zmieniał mi szkła, ale to nie pomaga. Przy końcu czerwca zjedzie na naszą wyspę sławny jakiś okulista i doktór namawia, bym się go poradziła. Sądzę, że tak uczynię. Nie mogę teraz ani czytać, ani szyć swobodnie. Ale tyś się dzielnie spisała w seminarjum, Aniu! Muszę ci to przyznać. Zdobyć podczas jednorocznej nauki patent pierwszej klasy i stypendjum Avery, to wcale nie drobnostka! Rozumie się, iż pani Linde twierdzi, że nie uznaje wcale wyższego wykształcenia kobiet. Mówi, że to odciąga kobietę od jej przyrodzonego stanowiska. Nie wierzę temu... Ale, ale, przypominam sobie, że Małgorzata wspominała mi o jakichś pogłoskach, dotyczących Banku Abbey, czyś ty nic o tem nie słyszała, Aniu?
— Słyszałam, że jest zachwiany — odpowiedziała Ania. — O cóż chodzi?
— Właśnie Małgorzata mówiła to samo. Była u nas któregoś dnia w zeszłym tygodniu. Mateusz zmartwił się tem niezmiernie. Bowiem wszystkie nasze oszczędności, każdy cent, złożone są w tym banku. Namawiałam Mateusza, by umieścił je raczej w Kasie oszczędności, lecz stary pan Abbey był serdecznym przyjacielem naszego ojca, który zawsze powierzał mu swój grosz. Mateusz twierdzi, że do