Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/346

Ta strona została uwierzytelniona.

potoczyły się dawnym trybem, roboty bywały załatwiane z tą samą regularnością, co i dawniej, pomimo, że wszyscy dotkliwie odczuwali pustkę, jaką sprawiła śmierć Mateusza.
Ania, która nigdy dotąd nie zaznała ciężkiego zmartwienia, smuciła się tem, że tak było, że życie mogło toczyć się dalej tak samo bez Mateusza. Doznała przykrości, jakby wstydu, nawet wyrzutów sumienia, spostrzegłszy, że wschody słońca poza jodłami i jasne różowe pąki w ogrodzie wprawiały ją w dawny zachwyt, że odwiedziny Djany cieszyły ją, a jej wesoła paplanina i żarty pobudzały ją do uśmiechu, że, krótko mówiąc, cudny świat kwiecia, miłości i przyjaźni nie utracił nic zgoła ze swej mocy wzruszania jej, że życie wzywało ją tysiącem nieprzezwyciężonych głosów.
— Nieraz wydaje mi się nieuczciwością wobec Mateusza, że cieszę się tem wszystkiem, kiedy jego już niema, — zwierzała się pani Allan, gawędząc z nią pewnego wieczoru w ogrodzie na probostwie. Brak mi go tak bardzo... bezustannie... a jednak świat i życie wydają mi się tak niezmiernie zajmujące i piękne! Dziś Djana powiedziała coś wesołego i oto roześmiałam się głośno. Kiedy się to stało, myślałam, że już nigdy śmiać się nie potrafię. I nawet sądzę, że nie powinnabym tego czynić.
— Mateusz cieszył się, widząc cię wesołą, lubił twój śmiech i był zadowolony, że znajdujesz przyjemność w otaczającym cię świecie — rzekła pani Allan łagodnie. — Odszedł, ale bez wątpienia pragnął, byś pozostała taką. Uważam, że nie należy zamykać dusz naszych przed kojącym wpływem natury. Ale ja rozumiem twe uczucia, Aniu. Sądzę, że wszyscy doświadczylibyśmy tego samego. Myśl, że odczuwamy rozkosze życia, kiedy ktoś ukochany nie jest już pośród nas i nie może dzielić ich z nami, myśl ta rani nas boleśnie i często wydaje się nam, że sprzeniewierzamy się naszemu smutkowi, jeśli nanowo zaczynamy wracać do życia.
— Byłam dziś po południu na cmentarzu, aby zasadzić krzak róży na grobie Mateusza — rzekła Ania smutnie.