Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/354

Ta strona została uwierzytelniona.

być dobrą nauczycielką i chcę uratować wzrok mojej ukochanej opiekunki. Pozatem, zamierzam kształcić się samodzielnie w domu, przejść odpowiedni kurs kolegjum. Ach, mam dziesiątki planów, Marylo! Myślałam nad niemi cały ten tydzień. Ofiaruję innym to, co posiadam najcenniejszego i mam nadzieję, że z życia otrzymam wzamian również to, co jest w niem najlepszego. Kiedy opuszczałam seminarjum, wydawało mi się, że przyszłość roztacza się przede mną jak równy, szeroki gościniec. Sądziłam, że potrafię sięgnąć wzrokiem daleko, wiele mil w dal. Teraz oto niespodzianie zaskoczył mnie jakiś skręt. Nie wiem, co się poza nim znajduje, ale chcę wierzyć, że tylko dobre. Skręt ten posiada w sobie coś pociągającego, Marylo. Wyobrażam sobie, że poza nim ciągnie się wspaniała zieloność i roztacza cudna woń, barwne światła i cienie, wiele nowych krajobrazów, wiele nowego piękna, jakieś wyżyny, wzgórza, jakieś szczyty...
— Sądzę jednak, że nie powinnam ci pozwolić na zrzeczenie się stypendjum — wtrąciła Maryla.
— Nie możecie temu zapobiec, łaskawa pani! Mam lat szesnaście i pół, „uparta jak osioł“ wedle wyrzeczonych kiedyś słów pani Linde — zaśmiała się Ania. — Ach, Marylo, nie litujcie się nade mną. Nie lubię litości, a w tym wypadku stanowczo nie zasługuję na nią. Cieszę się bardzo myślą pozostania na naszem ukochanem Zielonem Wzgórzu. Nikt nie potrafi go tak kochać, jak Maryla i ja, więc musimy je zatrzymać.
— Ty, drogie, błogosławione dziecię! — rzekła Maryla, nie protestując więcej. — Czuję, żeś wlała we mnie nowe życie. Wiem, że powinnabym bronić się i wysłać cię do Redmond, ale wiem też, że nie potrafię tego uczynić, więc nie próbuję. Postąpisz, jak sama zechcesz, Aniu.
Kiedy po Avonlei rozeszła się wieść, że Ania porzuciła zamiar wstąpienia do Cellège, a zostaje w domu i zajmie się nauczycielstwem, rozmaicie o tem mówiono. Większość sąsiadów, nie wiedząc nic o zagrożonym wzroku Maryli, uwa-