— Nie-e-e, nie zupełnie, ale chciałabym nazywać się Kordelją. To brzmi tak dystyngowanie!
— Nie pojmuję, o co ci chodzi. Jeśli nie nazywasz się Kordelja, jakie masz imię?
— Anna Shirley[1] — wyjąkała niechętnie właścicielka tego imienia. — Ale proszę, niech pani nazywa mnie Kordelją. Wszakże dla pani jest to obojętne, jak na mnie wołać będzie, jeśli pozostanę tutaj niedługo. A przecież Anna to takie nieromantyczne imię.
— Romantyczne, czy nieromantyczne! — odburknęła prozaiczna Maryla. — Anna jest skromne i rozumne imię. Nie masz powodu się go wstydzić.
— Ja się go nie wstydzę — odpowiedziała Anna, — tylko Kordelja więcej mi się podoba, i w ostatnich czasach wmówiłam sobie, że się tak nazywam. Kiedy byłam młodsza, wolałam imię Geraldyny, ale teraz jestem zdania, że Kordelja jest ładniejsze. Jeśli jednak pani chce koniecznie nazywać mnie Anną, proszę przynajmniej mówić „Aniu“, zamiast Andziu.
— Myślę, że to wszystko jedno — rzekła Maryla z owym niedostrzegalnym uśmiechem.
— O nie, to wielka różnica! To brzmi o wiele, o wiele delikatniej. Wymawiając jakieś imię, widzimy je natychmiast przed sobą, jak gdyby było wydrukowane; przynajmniej ja tak odczuwam. Andzia wygląda ohydnie, zaś Ania delikatnie. Jeśli więc pani zechce nazywać mnie Anią, postaram pogodzić się z myślą, że nie noszę imienia Kordelji.
— A więc, Aniu, nie Andziu, czy możesz nam powiedzieć, w jaki sposób zaszło to nieporozumienie? Prosiliśmy panią Spencer, by nam przywiozła chłopca. Czy w Domu Sierot nie było chłopców.
— Owszem, jest ich bardzo wielu. Lecz pani Spencer powiedziała wyraźnie, że państwo życzą sobie wziąć jedenasteletnią dziewczynkę. Wtedy przełożona uznała, że ja
- ↑ Szyrli.