pełnienie. Jednakże musieli, bo gdzież miałam się podziać? Spędziłam tam cztery miesiące do dnia przybycia pani Spencer.
Westchnieniem, jakby ulgi, Ania zakończyła swe opowiadanie. Widocznie nieprzyjemnie było jej wspominać swe losy w świecie, który jej nigdy nie pragnął.
— Czy chodziłaś kiedy do szkoły? — spytała Maryla, kierując klacz nad brzeg morza.
— Niewiele. Uczęszczałam do niej ostatniego roku mego pobytu u pani Tomas. Kiedy mieszkałam nad rzeką, szkoła była tak oddalona, że w zimie droga do niej stawała się niemożliwą, w lecie zaś dzieci mają wakacje, pozostawała więc na naukę tylko jesień i wiosna. Ale w Domu Sierot, rozumie się, uczęszczałam do szkoły. Umiem płynnie czytać, umiem na pamięć wiele pięknych poezyj, np.: „Bitwa pod Hohenlinden", „Dziewica jeziora“. Ach, jak ja lubię takie poezje, od których dreszcz przejmuje człowieka. Muszę przyznać, że niektóre takie pieśni znajdowałam w piątej części Wypisów, ale ja uczyłam się z czwartej. Jednak starsze dziewczęta pożyczały mi jej do czytania.
— Czy te kobiety, pani Tomas i pani Hamond, były dobre dla ciebie? — spytała Maryla, patrząc ukradkiem na Anię.
— O-o-o! — zająkała się Ania. I twarzyczkę jej oblał nagle szkarłatny rumieniec. Widocznie była zakłopotana. — Z pewnością miały ten zamiar... chciały być możliwie dobre i sprawiedliwe. A jeśli ludzie chcą, to przecież nie można brać za złe, że nie zawsze im się to udaje. Przecież i one same miały ciężkie życie... Czyż to nie straszne, taki mąż, co bezustannie pije? Albo czyż nie trzeba świętej cierpliwości, żeby mieć bliźnięta trzy razy z kolei? Jednak jestem pewna, że chciały być dobre względem mnie.
Milcząc, dziewczynka zatonęła w podziwianiu wybrzeża; Maryla nie stawiała więcej pytań, w roztargnieniu trzymała lejce, podczas gdy rozmaite myśli krążyły po jej głowie.
Nagle ogarnęła ją litość dla tego dziecka. Jakież ubo-
Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/53
Ta strona została uwierzytelniona.