Jednak niezadługo tam przybyły. Pani Spencer mieszkała w dużym żółtym domu, tuż pod Białemi Piaskami. Ucieszona niespodziewanemi odwiedzinami, z radością wybiegła na ganek.
— Drodzy, kochani ludzie! — zawołała. — Wcale się dziś was nie spodziewałam, ale jestem serdecznie rada. Wszak wyprzęgniemy klacz, Marylo? Jakże ty się miewasz, Aniu?
— Dziękuję, mam się dobrze — odrzekła Ania bez śladu uśmiechu.
Jakiś cień smutku padł na jej twarzyczkę.
— Zatrzymamy się na chwilę, więc klacz wypocznie — dodała Maryla. — Ale przyrzekłam Mateuszowi powrócić wcześnie. Widzi pani, zaszło tu jakieś nieporozumienie, i właśnie przyjechałam, aby rzecz wyjaśnić. Pisaliśmy do brata pani, aby w naszem imieniu zechciał panią prosić o przywiezienie nam chłopca z Domu Sierot. Zwróciliśmy mu uwagę, że chodzi nam o chłopca lat dziesięciu lub jedenastu...
— Czy być może, Marylo? — przerwała pani Spencer, zdumiona. — Wszakże Robert przysłał mi córeczkę
Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/56
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ VI.
Co Maryla postanowiła.