Z przyczyn, których narazie ujawnić nie chciała, Maryla dopiero po południu powiedziała Ani, że ją zatrzymuje na Zielonem Wzgórzu. Przed obiadem powierzała jej spełnianie rozmaitych zajęć i pilnem okiem przyglądała się jej pracy. Już po tych kilku godzinach przekonała się dostatecznie, że Ania była zręczną i posłuszną, chętną do pracy i pojętną uczennicą. Główną jej wadę stanowiła pewna skłonność do wpadania w zadumę. Wtedy podczas największej roboty zapominała o wszystkiem i dopiero głośna uwaga lub jakieś niezwykłe zdarzenie sprowadzały ją ku rzeczywistości.
Skończywszy po obiedzie zmywanie naczyń, Ania stanęła nagle przed Marylą z miną człowieka, gotowego do wysłuchania najgorszego wyroku. Wątła jej postać drżała od stóp do głów, twarzyczka była rozgorączkowana, oczy wydawały się prawie czarne. Złożywszy swe szczupłe dłonie, rzekła błagalnym tonem:
— Ach, panno Cutbert! Błagam, niechże mi pani powie, czy mnie odeślecie, czy też nie? Całe przedpołudnie starałam się być cierpliwą, ale teraz czuję, że nie potrafię
Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/68
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ VIII.
Zaczyna się wychowywanie Ani.