od przebiegłego i chytrego. Nadewszystko bowiem lękam się przebiegłości u dziecka! Jednem słowom, Marylo, uważam, żeście nieźle trafili!
Kiedy Maryla wracała do domu, Ania wybiegła ku niej z pogrążonego w zmroku sadu, trzymając w dłoni wiązankę białych narcyzów.
— Ładnie prosiłam o przebaczenie, prawda? — spytała z dumą. — Uważałam, że jeśli powinnam to uczynić, muszę przynajmniej pięknie wystąpić.
— Zapewne, żeś dość pięknie wystąpiła — przyznała Maryla.
Ku wielkiemu swemu zdziwieniu, czuła, że przypomnienie owej sceny budzi w niej ochotę do śmiechu. Doznawała też przykrego uczucia, iż nie potrafiła zdobyć się na uczynienie Ani uwagi za to, że zbyt wyszukanie prosiła o przebaczenie. Ale to było tak pocieszne! Uspokoiła swe sumienie, ograniczając się do następujących słów, wypowiedzianych dość ostro:
— Mam nadzieję, że nie będziesz na przyszłość zmuszona urządzać podobnych scen... Musisz się starać panować nad sobą, Aniu.
— Nie byłoby to bynajmniej trudne, gdyby nie szydzili z mojej powierzchowności — rzekła Anią z westchnieniem. — Mało dbam o wszystko inne, lecz moje rude włosy tak bardzo mi ciężą, że wpadam we wściekłość, ilekroć ktoś o nich mówi... Czy pani wierzy w to, że kiedy dorosnę, włosy moje zmienią barwę na ciemno-kasztanowatą?
— Nie powinnaś tyle myśleć o swojej powierzchowności, Aniu. To nieładnie, że jesteś tak bardzo próżna.
— Czy mogę być próżną, wiedząc, że jestem strasznie brzydka? — zaprotestowała Ania. — Kocham piękno i cierpię, gdy, patrząc w zwierciadło, widzę swoją brzydotę. Doznaję wtedy wielkiej przykrości... zupełnie jak wówczas, kiedy patrzę na coś szkaradnego. Żal mi tego, co jest brzydkie.
— Pięknym jest czyniący piękno — wyrecytowała Maryla.
Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/93
Ta strona została uwierzytelniona.