Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/126

Ta strona została przepisana.

to też wkrótce wyszliśmy do sadu. Historynka jednak nie poszła z nami. Usadowiła się w najciemniejszym i najbardziej dusznym kącie kuchni, z kawałkiem jakiegoś starego wełnianego materjału na kolanach.
— Nie mam zamiaru dzisiaj się bawić, — rzekła, — nawet historji żadnej nie opowiem. Ciotka Janet nie pozwoliła mi wsypać żwiru do bucików, lecz włożyłam sobie ostu za kołnierz i strasznie mnie kłuje, jak się tylko trochę nachylę. Mam zamiar obrabiać dziurki w tym kawałku wełny. Strasznie nie lubię robić dziurek i właśnie dlatego będę je robiła przez cały dzień.
— Ale cóż za pożytek obrabiać dziurki w kawałku starego gałgana? — zapytała Fela.
— Niema żadnego pożytku. Pokuta właśnie na tem polega, żeby się człowiek czuł jaknajgorzej. Mniejsza o to, co się robi, czy coś pożytecznego, czy nie, wystarczy żeby to coś było jaknajbardziej nieprzyjemne. Ach, ciekawa jestem, jak się Sara dzisiaj czuje!
— Mama idzie tam do nich popołudniu, — rzekła Fela. — Powiedziała, żeby żadne z nas tam nie chodziło, dopóki się nie wyjaśni, czy to jest odra, czy tylko zwykłe przeziębienie.
— Długo myślałam o wielkiej pokucie, — zawołała Celinka gorączkowo. — Nie chodź z nami dzisiaj na misjonarskie zebranie.
Historynka spojrzała na nią z żalem.
— I ja o tem myślałam, ale w domu nie wytrzymam, Celinko. Tego już stanowczo byłoby za wiele. Muszę usłyszeć, co będzie opowiadał ten misjonarz. Podobno o mało go ludożercy nie zjedli. Pomyśl tylko, ile będę miała nowych historyj do opowiadania, gdy go usłyszę! Muszę koniecznie iść, ale powiem ci, co zrobię. Pójdę w moim szkolnym mundurku, to będzie wystarczająca pokuta.