Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/165

Ta strona została przepisana.

łem, że tego dnia przy podwieczorku Fela oświadczyła mu, że znowu utył, odpłacał się więc teraz pięknem za nadobne. — Wczoraj wolałaś żeby cię Celinka zastępowała.
— Czy ktoś cię pyta o to? — oburzyła się Fela.
— Słuchajcie, — wtrąciła się do sprzeczki Historynka, — nie powinniśmy się ciągle kłócić, bo jutro i tak będziemy tego żałowali. Poco sobie psuć cały dzień? Niech wszyscy teraz zamilkną i niech policzą do stu, zanim zaczną znowu mówić.
Zamilkliśmy wszyscy i zaczęliśmy liczyć do stu. Gdy Celinka skończyła, wstała i udała się na poszukiwanie Dana, pragnąc ukoić jego zranione uczucia. Fela zawołała za nią, aby powiedziała Danowi, że specjalnie dla niego zostawiła trochę wczorajszych ciasteczek z marmeladą. Feliks wyjął z kieszeni piękne rumiane jabłko, na które miał ogromny apetyt i podał je z kurtuazją Feli, a Historynka zaczęła opowiadać bajkę o zaczarowanej księżniczce mieszkającej w pałacu nad morzem; lecz niestety nie dowiedzieliśmy się końca tej bajki, bo gdy pierwsza gwiazda zajaśniała na niebie, ujrzeliśmy Celinkę biegnącą przez sad i załamującą w rozpaczy ręce.
— Ach, chodźcie, chodźcie prędko, — wołała zadyszana. — Dan znowu je dzikie jagody, żeby zrobić na złość Feli. Nie mogę mu w żaden sposób tego wyperswadować. Chodźcie, może wam to się uda!
Zerwaliśmy się z ziemi i pobiegliśmy w stronę domu. Na podwórzu ujrzeliśmy Dana idącego od strony lasu i zajadającego nieszczęsne jagody z widocznym apetytem.
— Danie King, czy masz zamiar popełnić samobójstwo? — zawołała Historynka.
— Słuchaj, Dan, — wtrąciłem, — nie powinieneś tego robić. Przypomnij sobie, jaki byłeś chory wczoraj i ile