kiemi kolorami tęczy. Aglaja była tak tym kamieniem zachwycona, że postanowiła go dać w upominku Glauconowi.
— Lecz nagle usłyszała jakiś szmer za sobą i gdy się odwróciła, omal nie umarła ze strachu. Dostrzegła przed sobą wielkiego boga Pana, który wyglądał, jak kozioł i jak człowiek jednocześnie. Wiecie o tem, że nie wszyscy bogowie są piękni, ale piękni, czy nie piękni, wątpię, czy ktoś by chciał znaleźć się nagle tak oko w oko z jakimś bogiem.
— Daj mi ten kamień, — rzekł Pan, wyciągając rękę.
— Lecz Aglaja, chociaż była bardzo przerażona, za nic w świecie nie chciała mu oddać tego kamienia.
— Muszę go mieć dla Glaucona, — wyjaśniła.
— A ja go muszę mieć dla jednej z moich nimf, — rzekł Pan.
— Przysunął się do Aglai, lecz Aglaja poczęła uciekać ile jej tylko sił starczyło w nogach. Jeżeli zdoła dobiec do Glaucona, on ją już napewno obroni. Pan biegł za nią, stąpając ciężko, lecz już po chwili Aglaja była w ramionach Glaucona.
— Okropny widok Pana i jeszcze okropniejszy hałas, jakiego narobił, tak przeraziły owce, że rozbiegły się we wszystkie strony. Lecz Glaucon nie był absolutnie przestraszony, bo Pan jest przecież bogiem pasterzy, więc każdego dobrego pasterza, wypełniającego sumiennie swe obowiązki szczególnie lubił i każdym takim pasterzem specjalnie się opiekował. Gdyby Glaucon nie był dobrym pasterzem, kto wie, coby się stało z nim i z Aglają. Ale Glaucon był pasterzem sumiennym, to też, gdy poprosił Pana, aby oddalił się i nie przerażał Aglai, Pan odszedł, mrucząc niechętnie, a pomruk jego był taki groźny, jak najstraszniejsze grzmo-
Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/194
Ta strona została przepisana.