Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/229

Ta strona została przepisana.

Scotta, które dojrzewały do roku dopiero w początkach września. Wielebny ksiądz Scott dawno już umarł, lecz śliwki te pozostawiły po nim wieczną pamięć, choć zapomniane już dawno zostały jego wszystkie ciekawe niegdyś kazania wypowiadane z ambony.
— Ach, — zawołała Fela ze zgorszeniem, gdy wuj Roger się oddalił, — wuj Roger znowu zaklął.
— Skądże znowu! — odparła pośpiesznie Historynka. — „Djabelskie sztuczki“, to przecież nie przekleństwo. Oznacza to tylko wyczyny złego ducha.
— Jednakże nie powiem, żeby to było ładne wyrażenie, — oburzyła się Fela.
— Ładne nie jest, — przyznała Historynka z głębokiem westchnieniem. — Jest tylko wyraziste, chociaż niezbyt ładne. Istnieje mnóstwo takich wyrażeń na świecie, którym należy przyznać, że są wyraziste, ale dzieci nie powinny ich używać.
Historynka westchnęła znowu. Ogromnie lubiła wyraziste słowa i cieszyła się niemi taksamo, jak inne dziewczęta potrafiły cieszyć się świecidełkami. Dla Historynki dosadne wyrażenia były niby perły, nanizane na czerwoną nitkę fantazji. Gdy spotkała się z jakiemkolwiek tego rodzaju słowem, powtarzała je kilkakrotnie w samotności, ważyła je, analizowała, pieściła poprostu, nadając swemu głosowi coraz to nowe brzmienie i zachowując to słowo nazawsze w pamięci.
— W każdym razie to wyrażenie nie jest zbytnio przyjemne, — upierała się Fela. — Nie robimy przecież żadnych dja... żadnych wyczynów złego ducha. Zapisywanie własnych snów nie jest żadną szatańską sztuczką.
Właściwie Fela miała rację. Nawet najbardziej zacofani dorośli nie mogliby tego tak nazwać. Jeżeli zapisywanie snów z odpowiedniem ubarwieniem nie wyrządzało niko-