— Wiedziałem, że tak mi odpowiecie, — wyszeptał Piotrek.
Historynka spojrzała na niego, później na nas, poczem przeniosła wzrok na biednego Pata.
— Jak go mógł ktoś uroczyć? — zapytała nielogicznie, — i kto mógł to zrobić?
— Nie wiem, jak go można było uroczyć, — odparł Piotrek, — bo nigdy na nikogo uroku nie rzucałem, ale jestem pewien, że uroczyła go Peg Bowen.
— Brednie! — powtórzyła znowu Historynka.
— Niech i tak będzie, — zrezygnował Piotrek. — Możecie mi nie wierzyć, jeżeli tak wam się podoba.
— Jeżeli Peg Bowen może rzucać urok — chociaż ja w to nie wierzę — to dlaczego miałaby właśnie rzucić urok na Pata? — dziwiła się Historynka. — Przecież zarówno tutaj, jak i u wuja Aleca wszyscy są zawsze dla niej bardzo dobrzy.
— Zaraz ci powiem dlaczego, — zmarszczył brwi Piotrek. — W czwartek popołudniu, gdy byliście w szkole, Peg Bowen przyszła tutaj. Wasza ciotka Oliwja dała jej drugie śniadanie, zresztą bardzo dobre i obfite. Możecie nie wierzyć że Peg Bowen jest czarownicą, ale dlaczego wszyscy u was są tacy uprzejmi, jak przychodzi i szczególnie dbają o to, aby jej niczem nie obrazić?
— Ciotka Oliwja jest dobra dla wszystkich biednych, taksamo zresztą, jak nasza mama, — odparła Fela. — Nikt nie chce obrazić Peg Bowen, bo podobno jest okropnie mściwa i gdy raz obrażono ją w Markdale, podpaliła później stodołę temu gospodarzowi. Ale czarownicą napewno nie jest, przecież to byłoby śmieszne!
— Dobrze, posłuchajcie, co wam powiem. Gdy Peg Bowen wychodziła, Pat leżał rozciągnięty na schodach. Przechodząc, nadepnęła mu na ogon, a wiecie przecież, że Pat
Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/261
Ta strona została przepisana.