Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/310

Ta strona została przepisana.

Zaczęliśmy ją przepraszać i przyrzekać, że na przyszłość się poprawimy, więc po chwili uśmiechnęła się pobłażliwie i zaczęła mówć dalej:
— Accadee mał właśnie te wszystkie zalety, o których wspomniałam i oprócz tego był najlepszym strzelcem w plemieniu. Żadna strzała przez niego wypuszczona, nigdy nie chybiła. Zabił już w swojej życiu wiele, bardzo wiele śnieżnobiałych łosiów i wszystkie najpiękniejsze skóry darował swojej ukochanej. Ukochanej tej na imię było Shuben, a piękna była, jak księżyc wschodzący nad morzem i miła, jak zmierzch podczas lata. Oczy miała czarne i błyszczące, stopy lekkie, jak wietrzyk, a głos jej szemrał, jak strumyk leśny lub jak zefirek przelatujący w nocy nad pagórkami. Shuben i Accadee kochali się bardzo i często razem polowali, bo Shuben równie dobrze władała swym łukiem i strzałami, jak ukochany jej Accadee. Kochali się od bardzo dawna, kiedy jeszcze byli dziećmi i kochać się mieli tak długo, jak daleko płynęła rzeka, nad którą mieszkali.
— Pewnego dnia o zmierzchu, gdy Accadee polował w lesie, udało mu się zastrzelić śnieżnobiałego łosia, zdjął więc z niego skórę i sam się nią owinął. Potem począł iść przez las przy świetle gwiazd i czuł się taki szczęśliwy i tak mu było wesoło na duszy, że zaczął podskakiwać, jak prawdziwy łoś podskakuje. Ujrzała go Shuben, która również tego dnia polowała i zdaleka miała wrażenie, że to był prawdziwy łoś. Zaczaiła się w lesie tuż nad maleńką dolinką. W dolince, przed nią stał śnieżnobiały łoś. Napięła łuk, naciągnęła strzałę, wycelowała i strzała wyfrunęła w powietrze. W następnej chwili Accadee padł martwy na ziemię, bo strzała Shuben ugodziła go w samo serce.
Historynka umilkła i nastała martwa cisza. W lasku