— A, Feliks! Cóż słychać, mój chłopcze? — zapytał ksiądz Marwood dobrotliwie.
— Proszę księdza, czy Pan Bóg naprawdę tak wygląda? — zapytał Feliks, pokazując księdzu obrazek. — Mamy nadzieję, że nie — ale chcielibyśmy wiedzieć napewno i dlatego ośmieliłem się podejść do księdza. Proszę nam tę śmiałość wybaczyć.
Ksiądz spojrzał na obrazek. Wyraz surowości zalśnił w jego łagodnych błękitnych oczach i zmarszczył brwi, o ile to wogóle przy jego dobroci było możliwe.
— Skąd to macie? — zapytał.
„To“! Odetchnęliśmy z ulgą.
— Kupiliśmy ten obrazek od Jerzyka Cowana. Znalazł go w czerwono-oprawnej Historji Świata. Tutaj pisze, że to jest wizerunek Pana Boga, — tłumaczył Feliks.
— Nic podobnego! — zawołał ksiądz Marwood niechętnie. — To nie jest wizerunek Boga, Feliksie. Nikt z ludzi nie wie, jak Pan Bóg wygląda i nikt nie może wiedzieć. Nie wolno nam nawet domyślać się Jego wyglądu. Bądź pewny, Feliksie, że Pan Bóg jest piękny i dobry, piękniejszy i lepszy nawet, niż Go sobie ludzie wyobrażają. Ty w takie banialuki nie wierz, mój chłopcze. Najlepiej będzie, jak to świętokradztwo spalicie.
Nie wiedzieliśmy, co znaczy „świętokradztwo“, lecz zorjentowaliśmy się, że ksiądz Marwood orzekł, iż postać na obrazku nie jest wizerunkiem Pana Boga. Wystarczało nam to w zupełności. Czuliśmy się tak, jakby nam ciężki kamień spadł z serca.
— Historynce nie wierzyłem, ale ksiądz napewno wie najlepiej, — zawołał uradowany Dan.
— I straciliśmy na marne pięćdziesiąt centów, — mruknęła ponuro Fela.
Straciliśmy coś o wiele bardziej cennego, niż pięćdzie-
Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/96
Ta strona została przepisana.