XIV
zbiorkowi; i istotnie wyraża ono dobrze myśl autora. Głęboki pesymizm, niewiara w naturę ludzką, wieją z tej książeczki. Egoizm, miłość własna, lęk lub pragnienie korzyści, oto składniki, które znajduje, ilekroć rozbierze z osłonek jakąkolwiek czynność ludzką: oto co zostaje, gdy ją rozdziać z mniej lub więcej świetnych pozorów. Z zadziwiającą przenikliwością i sztuką, z piekielnem iście upodobaniem, ściga autor nasze pobudki aż do najtajniejszych zaułków duszy; zarazem, zatapiając i obracając ten sztylet w sercu ludzkiem, dba o to, aby jego rękojeść była najpiękniej rzeźbiona, aby forma każdego aforyzmu była najbardziej misterna, iżby tem okrutniej występowała na jaw ironia treści.
„Cnoty gubią się w interesie jak rzeki w morzu“...
„Interes przemawia wszystkiemi językami i odgrywa
wszystkie role, nawet rolę bezinteresowności“...
I w tym duchu ciągnie się rzecz przez kilkaset maksym; nic nie ostoi się przed probierczym kwasem tej piekielnej chemji duszy ludzkiej. Niema prawdziwej przyjaźni; miłość jest „jak te duchy, o których wszyscy mówią, ale której nikt nie widział“; „niema uczciwych kobiet, któreby nie były znudzone swojem rzemiosłem“ itd. itd.
Czytane dziś jednym ciągiem, te maksymy wywołują wkońcu uczucie smutku, zniecierpliwienia nawet, przerywanego raz po raz podziwem dla doskonałości formy; czy dlatego że są fałszywe, czy dlatego że nazbyt prawdziwe? Nie jest tak zupełnie prostą rzeczą odpowiedzieć na to pytanie.
szych wydaniach — podobno pod wpływem pani de La Fayette i nie chcąc zbytnio osmucać jej pobłażliwej dobroci — La Rochefoucauld łagodzi tę formę zapomocą słówek nieraz, najczęściej, zwykle itd.