Strona:La Rochefoucauld-Maksymy i rozważania moralne.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.

XVI

nych wiadomości lub pychą wiedzenia więcej od innych!“ Jak objąć tą formułą fanatyzm wiedzy owych uczonych, co życie całe ofiar i niedostatku spędzili na dociekaniach, które, jako jedyną korzyść, mogły ściągnąć na nich tylko prześladowanie lub śmierć! Gdzie zmieścić w tę formułę np. takiego Saint-Simona, który kilkadziesiąt lat pisze swoje nieśmiertelne Pamiętniki z tą świadomością, że nigdy nikomu nie będzie ich mógł pokazać, że nigdy nie będzie ich mógł wydać, i że odkrycie ich rękopisu grozi mu utratą wolności lub życia! Nie, dusza artysty, prawdziwego uczonego, świętego, tych wielkich samotników, nie zmieści się w formułki La Rochefoucaulda, wyszlifowane w stadowem życiu salonu. Nie wytłumaczy się temi wzorkami żadnej prawdziwej wielkości, żadnego fanatyzmu, żadnego z tych uczuć, które niejako rodzą się poza człowiekiem i wstępują weń, czyniąc zeń swoje narzędzie. Sceptyk Montaigne jakże ma inne poczucie rzeczy wielkich!
Ale jako szkoła, jako pewna faza myślenia zbawienna i pożyteczna do przebycia, Maksymy La Rochefoucaulda są wręcz nieocenione. Tak jak każdy, kto chce istotnie myśleć, musi przejść swój okres negacji absolutnej, wymieść wszystko, odrzucić wszystko, zrobić ową tabula rasa, o której mówi Kartezjusz w swojej Rozprawie o metodzie, aby później wybudować swój gmach pojęć o świecie, tak i piśmiennictwo: La Rochefoucauld, to przejściowa faza myśli ludzkiej. Książka jego była zresztą brewjarzem dla iluż wielkich umysłów. Schopenhauer go uwielbia, zestawia z Machiawelem. Nietzsche ceni wyżej dzieła francuskich moralistów, a zwłaszcza La Rochefoucaulda, niż razem wszystkie dzieła filozofów niemieckich.