XVIII
jest tem nakłuciem szpilki dla „wzdętej“ natury ludzkiej; uczy ją z prostotą chodzić po ziemi. Uczy nas mieć się na baczności co do własnych pobudek. Czyż nie jest udramatyzowaną maksymą La Rochefoucaulda pierwsza scena Miłości lekarzem, i tyle innych scen zresztą? A Mizantrop, lub raczej te dwa oblicza mizantropji, jakie ukazuje Molier w Alceście i Filincie, czyż nie oddychają tym samym pesymizmem, jaki wionie z tej książeczki? Czy Molier widzi lepszym człowieka, i tych paru dobrych ludzi, których możnaby znaleźć w jego dziele, czyż nie są — w myśl rozróżnienia autora Maksym — dobrymi ze słabości?
Bo pesymizm, smutek, niesmak rozpościerają się nad całą tą epoką we Francji, pełną zabaw, pompy i użycia. Nie znajdując nic, coby ich zdolne było wyrwać poza samych siebie, ludzie gniotą się razem, grzebią się w sobie i — brzydzą się sobą. Z pełni światowego życia, sławy, taki Pascal, taki Racine, rzucają się w objęcia Port-Royalu, Pani de Maintenon, morganatyczna małżonka Ludwika XIV, na szczycie potęgi i ziszczonych marzeń, żarta nudą i rozczarowaniem, pisze do Ninon de Lenclos: „Powinszuj odemnie panu de La Rochefoucauld i powiedz, że księga Hioba i jego Maksymy są moją jedyną lekturą“. To zbratanie surowej dewotki z głośną kurtyzaną pod znakiem tych Maksym, jest bardzo znamienne; tak samo jak fakt, że jedne i te same myśli tego zbiorku przechodziły przez „cenzurę“ ascety-jansenisty Arnaulda i tejże Ninon de Lenclos.
Powiedzmy sobie jeden komplement: może my dziś jesteśmy lepsi, niż ludzie z epoki La Rochefoucaulda? Życie ówczesne, oparte jedynie na posiadaniu, wytwarzało drapieżną chciwość; układ stosunków społecznych wytwa-