Strona:Lafcadio Hearn - Czerwony ślub i inne opowiadania.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

waszem odejściem. Jak obecnie rzeczy się składają, zmuszony jestem odprawić je bez was; będę czuwał przy ciele do rana. Nie wiem, co rozumiecie, mówiąc o niebezpieczeństwie pozostania tu; nie obawiam się ani duchów, ani upiorów, wobec tego raczcie nie troszczyć się o mnie.
Widać było, że młodego człowieka bardzo ucieszyło to zapewnienie, wobec czego, odpowiedniemi słowy, dał wyraz swemu uczuciu. Pozostali członkowie rodziny, a wreszcie czeladź, zgromadzona w przyległej izbie, powiadomiona o łaskawej obietnicy kapłana, przybiegła mu podziękować — poczem pan domu rzekł:
— A teraz, czcigodny panie, choć niechętnie, musimy rozstać się z wami. Stosownie do zwyczajów naszej wsi, żadnemu z nas nie wolno tu pozostać po północy. Złoty panie, prosimy, uważajcie na swe czcigodne ciało, gdy my nie będziemy mogli czuwać nad wami. A jeśli się wam zdarzy usłyszeć lub zobaczyć coś ciekawego podczas naszej nieobecności, raczcie łaskawie opowiedzieć nam, jak wrócimy rano.

Wszyscy opuścili dom, wyjąwszy kapłana, który pozostał w izbie, gdzie ułożono zwłoki. Ciało obstawiono zwykłemi ofiarami, a prócz tego zapalono tomjo — małą buddyjską lampkę. Kapłan odmówił modlitwy i odprawił nabożeństwo żałobne, poczem pogrążył się w medytacji. Tak rozmyślając, siedział przez kilka godzin, podczas których najmniejszy szelest nie rozległ się w opuszczonej wsi. Wtem, kiedy cisza nocna była najgłębsza, do izby bez szelestu wszedł Kształt — nieuchwytny i ogromny — a w tej samej chwili Muzo spostrzegł, że nie może się ani poruszyć, ani przemówić. Wiedział tylko, jak Kształt podniósł ciało jakgdyby rękoma i pożarł je szybciej, niż kot pożera szczura, poczynając od