Strona:Lafcadio Hearn - Czerwony ślub i inne opowiadania.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.

drogę do waszej wsi — odpowiedział Muzo — odwiedziłem go w jego andżicu, tam na tem wzgórzu. Odmówił mi noclegu, ale pokazał drogę do was.
Słuchacze spojrzeli po sobie, jakby zdumieni, a po chwili milczenia, pan domu rzekł:
— Wielebny panie, tu niema żadnego kapłana i żadnego andżicu w górach. Od kilku pokoleń, w całej okolicy nie było tu na stałe osiadłego kapłana.
Muzo nie mówił więcej o tym przedmiocie, ponieważ widział jasno, iż gospodarzom jego zdaje się, że bałamuci go zły duch. Pożegnawszy się jednak z nimi i zaciągnąwszy wszystkich potrzebnych informacyj co do dalszej drogi, postanowił udać się do pustelni, aby się przekonać, czy istotnie został w błąd wprowadzony. Odnalazł andżicu bez trudu, a tym razem sędziwy jej właściciel poprosił go uprzejmie aby wszedł. Kiedy uczynił zadość jego zaproszeniu, pustelnik pokłonił mu się pokornie, wykrzykując:
— Ach, wstyd mnie, bardzo mnie wstyd, wstyd niezmiernie!
— Nie potrzebujecie się wstydzić tego, żeście mi odmówili noclegu — odpowiedział Muzo — skierowaliście mnie do wsi po tamtej stronie, gdzie mnie bardzo gościnnie przyjęto. Winienem wam wdzięczność za waszą łaskawość.
— Nikomu nie mogę dać schronienia — odpowiedział pustelnik — i nie tej odmowy ja się wstydzę. Wstydzę się tego tylko, że ujrzeliście mnie w mojej prawdziwej postaci — albowiem ja to byłem, który wczoraj w waszych oczach pożarł zwłoki i ofiary… Trzeba wam wiedzieć, wielebny panie, że jestem Dżikininki — to jest strzygą. Miejcie nade mną zmiłowanie i pozwólcie mi wyspowiadać się z zatajonego grzechu, który doprowadził mnie do tego stanu.
Dawno, dawno temu, bylem kapłanem w tem