Strona:Lafcadio Hearn - Czerwony ślub i inne opowiadania.djvu/110

Ta strona została skorygowana.

sposobności bawienia się zapałkami, nigdy nie dawał powodu do skarg. Jego stosunek do życia naszej uliczki nie był bynajmniej większy od stosunku psa lub kurczęcia. Dlatego, kiedy ostatecznie zniknął, nie odczułem wcale jego braku. Miesiące minęły, zanim przypadkiem Riki przyszedł mi znowu na myśl.
— Co się stało z Riki? — zapytałem starego drwala, który zaopatrywał nas w drwa. Przypomniałem sobie, że Riki często pomagał mu w noszeniu wiązek.
— Riki-Baka? — odpowiedział starzec. Aa, Riki-Baka umarł — biedaczysko… Będzie temu już rok, jak umarł i to nagle. Lekarze mówili, że mu się coś w mózgu zepsuło. Ale teraz to z nim cała historja.
Kiedy Riki umarł, matka wypisała na jego lewej dłoni imię Riki-Baka, „Riki“ — charakterem chińskim, zaś „Baka“ w kana. Wiele modlitw na jego intencję odmówiła — modlitw, aby mógł powrócić znowu na świat w znacznie szczęśliwszych warunkach.
Otoż, trzy miesiące temu, w czcigodnym dworze Nanigaszi-Sama, w Kodżimaczi, przyszedł na świat chłopak, który ma na swej lewej ręce charaktery, a te, łatwe do odczytania charaktery, znaczą: RIKI—BAKA. Cały dom zrozumiał, że narodziny te mogły się zdarzyć tylko skutkiem czyichś modlitw, wobec czego zarządzono poszukiwania. Wreszcie pewien przekupień jarzynami przyniósł wiadomość, iż w swoim czasie istniał półgłówek, zwany Riki-Baka, mieszkający w dzielnicy Uszigome, a który umarł zeszłej jesieni. Wobec tego wysłano ze dworu dwóch służących z obowiązkiem odszukania matki Riki.
Służący ci odnaleźli matkę głuptasa i opowiedzieli jej o wszystkiem, co się zdarzyło — zaś ona była tem niezmiernie uszczęśliwiona, ponieważ ród Nanigaszi był bardzo bogaty i sławny. Ale służący oświadczyli, że rodzina Nanigaszi czuje się głęboko