czasem Kacugoro wszystkiemu się z ciekawością przyglądał — i, zauwarzywszy naprzeciw domu Hansziro dach sklepu z tytoniem, rzekł, wskazując nań:
— Tego tu dawniej nie było!
A potem znowu pokazał:
— Tego drzewa też tu dawniej nie było!
A że wszystko to było prawdą, z duszy Hansziro jego żony zniknęło wszelkie niedowierzanie.
Tego samego dnia Cuja wróciła z Kacugoro do Tanicuiri, w Nakano-mura. Później Gendzo niejednokrotnie posyłał swego syna do domu Hansziro, pozwalając mu odwiedzać grób Kijubei, jego prawdziwego ojca w poprzedniem życiu.
Czasami Kacugoro mówi:
— Jestem Nono-Sama[1], dlatego proszę bądźcie dla mnie łaskawi.
To znów powtarza babce:
— Zdaje mi się, że umrę, skończywszy szesnaście lat. Jednakowoż, jak nas tego Ontake-Sama[2] nauczył, śmierć nie jest niczem strasznem.
Mimo wszystko, kiedy rodzice pytali go, czy nie chciałby zostać kapłanem, odpowiadał, że nie.
Mieszkańcy wsi nie nazywają go już Kacugoro — przezwali go Hodo Kubo-Kodzo[3]. Jeśli ktoś przyjdzie odwiedzić go, płoszy się i kryje po kątach. Trudno z nim osobiście porozmawiać. Wszystko, co tu napisałem, wiem tylko od jego babki.
Pytałem, czy Gendzo i jego żona Cuja nie przypominają sobie jakiegoś szczególnie dobrego, speł-