Strona:Lafcadio Hearn - Czerwony ślub i inne opowiadania.djvu/138

Ta strona została uwierzytelniona.

były nieliczne i bardzo rozrzucone, tak, że już drngiego dnia podróży, po dobrych kilku godzinach jazdy, z przykrością zauważył, iż najbliższy nocleg będzie mógł znaleźć dopiero późno w nocy. Nie bez przyczyny się niepokoił, ponieważ naraz rozpętała się gwałtowna śnieżyca, a koń wyraźnie był bliski wyczerpania. W tej ciężkiej chwili Tomotada spostrzegł niespodziewanie strzechę chaty na pobliskiem wzgórzu. Z trudnością skierował swe zmęczone zwierzę ku domostwu, a stanąwszy u progu, zapukał do drzwi. Uchyliła ich jakaś staruszka, a ujrzawszy pięknego nieznajomego, wykrzyknęła z współczuciem.
— Któżby pomyślał! Młody pan, podróżujący samotnie w taki czas!! Raczcie wejść, paniczu!
Tomotada zsiadł i, zaprowadziwszy konia do szopy, znajdującej się za domem, wszedł do chaty, gdzie zastał jakiegoś staruszka z dziewczyną, grzejących się przy ogniu z drzazg bambusowych. Z całym szacunkiem poprosili go, aby się zbliżył do ognia, poczem staruszkowie zaczęli grzać trochę wina ryżowego i przygotowywać posiłek dla podróżnego, którego wypytywali o cel jego podróży. Dziewczyna zniknęła tymczasem za parawanem. Tomotada zauważył z podziwem, że jest bardzo piękna — mimo, że ubranie jej było wprost nędzne, a długie rozpuszczone włosy, nieuczesane. Dziwił się, że tak piękne dziewczę mogło mieszkać w tak nędznej i samotnej chałupie. A tymczasem staruszek mówił:
— Szanowny panie, do sąsiedniej wsi jest daleko, a śnieg gęsty pada. Wiatr przejmuje ziąbem do kości, zaś droga jest bardzo zła. Zdaje mi się, że podróżować dalej w taką noc byłoby rzeczą niebezpieczną. Mimo, iż ta nora nie jest godna waszej obecności, a my nie możemy wam służyć żadnemi wygodami, byłoby może bezpieczniej spędzić