tem, że kiedy wszedł do klasy, śmiały się wszystkie dziewczęta i wszyscy chłopcy. Tajemnicza przyczyna tego była dla niego tak bolesna, że nie mógł o czem innem myśleć, wobec czego nie był też zupełnie na pytanie nauczyciela przygotowany.
— Uczida Taro, co lubisz najbardziej na świecie?
Taro zląkł się, wstał i odpowiedział szczerze:
— Ciastka!
Znowu wszyscy zwrócili się ku niemu i uśmiechnęli się, a nauczyciel rzekł z wyrzutem:
— Uczida Taro, czy wolisz ciastka od rodziców? Uczida Taro, czy przekładasz ciastka nad swój obowiązek wobec Jego Majestatu, naszego Cesarza?
Wtedy dopiero Taro pojął, że popełnił jakieś wielkie głupstwo. Zrobiło mu się gorąco, wszystkie dzieci zaczęły się śmiać, a on się rozpłakał. To pobudziło je do jeszcze większego śmiechu, tak, że śmiały się póki nauczyciel nie nakazał im być cicho. A wówczas zwrócił się z tem samem pytaniem do następnego ucznia. Taro zakrył oczy rękawami i szlochał.
Zadzwoniono.
Nauczyciel oświadczył dzieciom, że następna godzina będzie poświęcona nauce pisania pod kierunkiem drugiego nauczyciela, a tymczasem pozwolił im wyjść i pobawić się trochę. To rzekłszy wyszedł, a wszystkie dzieci wybiegły na dziedziniec, nie zwracając najmniejszej uwagi na Taro. To zupełne lekceważenie przygnębiło dziecko jeszcze bardziej niż skierowana na niego niedawno powszechna uwaga. Usiadłszy znowu na niskiej ławeczce, płakał i płakał, starając się jednak wszelkiemi siłami, by dzieci, usłyszawszy płacz, nie powróciły i nie zaczęły się znowu z niego naśmiewać.
Wtem ktoś położył mu na ramieniu rękę; odezwał się czyjś łagodny głosik. Odwróciwszy głowę ujrzał
Strona:Lafcadio Hearn - Czerwony ślub i inne opowiadania.djvu/14
Ta strona została uwierzytelniona.