Wobec tego, rad, ze może ją wziąć za słowo, przestał się o nią troszczyć i wkrótce potem wogóle na noc nie wrócił… To samo było drugiej i trzeciej nocy, a tego ostatniego dnia mąż nie wrócił do domu nawet rano na śniadanie i Haru zrozumiała, iż nadszedł czas, w którym jej obowiązkiem, jako żony, będzie — przemówić.
Czekała go cały ranek, niespokojna o niego, strwożona o siebie samą, zrozumiawszy nareszcie wszystko dopiero po otrzymaniu najcięższej rany, jaką kobiecie zadać można. Wierna służba coś niecoś jej doniosła; resztę mogła już sama odgadnąć. Cierpiała bardzo, ale nie chciała o tem myśleć. Wiedziała tylko, że ogarnął ją gniew — samolubny gniew z powodu sprawionego jej cierpienia okrutnego, palącego, strasznego.
Południe już było, a ona wciąż jeszcze siedziała, rozmyślając nad tem, jakby mu najmniej samolubnie powiedzieć to, co obowiązek powiedzieć jej nakazywał — a pierwsze słowo wyrzutu nie chciało jej przejść przez usta.
Nagle serce jej drgnęło i zabiło tak mocno, że wszystko zaczęło w jakimś dziwnym wirze tańczyć jej przed oczymi — bo, wraz z szelestem odsuwanych drzwi, dał się słyszeć głos służącego:
— Pan wrócił!
Zerwała się, aby wyjść naprzeciw niego, drżąc na całem ciele z gorączki i bólu i bojąc się, aby tego nie zauważył. A mąż zdumiał się, bo, zamiast powitać go ze zwykłym uśmiechem na twarzy, złapała się małą, drżącą rączką za pierś, okrytą miękkim jedwabiem — spojrzała mu w twarz wzrokiem, sięgającym do głębi duszy, i próbowała odezwać się, ale nie mogła wymówić nic, prócz słowa: Anata?[1]. Naraz ra-
- ↑ Po Japońsku: Czy to ty?