Strona:Lafcadio Hearn - Czerwony ślub i inne opowiadania.djvu/186

Ta strona została uwierzytelniona.

bie jej wzniesiono wspaniały nagrobek. Ale po jej śmierci Akinosuke ogarnął taki żal, iż zupełnie nie zależało mu na życiu.
Naraz, jak tylko minął czas dworskiej żałoby, przybył na Raiszu z Tokojo szisza, czyli kurjer królewski. Szisza wręczył Akinosuke list z kondolencją, poczem przemówił w następujące słowa:
— Oto co nasz dostojny pan, król Tokojo, rozkazał mi wam powtórzyć; odeślemy was teraz do waszego własnego ludu i kraju. Co się tyczy waszych siedmiorga dziedzi, są to wnukowie i wnuczki króla, które będą miały należytą opiekę. To też raczcie się nie martwić ich dolą.
Otrzymawszy tę wiadomość, Akinosuke posłusznie zaczął się przygotowywać do odjazdu. Kiedy wszystkie jego sprawy były już uporządkowane, a pożegnanie z wiernymi radcami i zaufanymi urzędnikami skończyło się, odprowadzono go z wszelkiemi honorami do portu. Tam wsadzono go na przygotowany dla niego statek. Statek wypłynął na błękitne morze i pożeglował pod błękitnem niebem i wkrótce kontury samej wyspy Raiszu zbłękitniały, aż wreszcie znikły na wieki… A wtedy Akinosuke zbudził się naraz — nod drzewem cedrowem, w swym własnym ogrodzie…
W pierwszej chwili patrzył przed siebie osłupiały, ale ujrzał znów swych dwóch dobrych przyjaciół, siedzących wciąż koło niego, pijących i gawędzących wesoło. Przypatrywał się im w zdumieniu, a potem wykrzyknął głośno:
— Co za dziwna historja?!
— Akinosuke musiało się coś przyśnić! — wykrzyknął jeden z jego przyjaciół z uśmiechem — opowiedz, Akinosuke, cóż to było tak dziwnego…
Akinosuke opowiedział im swój sen — sen o dwudziestotrzyletniem pobyciu w Tokojo, na wyspie Raiszu,