Strona:Lafcadio Hearn - Lotos.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

Rodzice moi nie zmuszali mnie już więcej do powtórnego związku i od czasu ich śmierci żyję samotnie… Ale, niech pan patrzy, jaki to okropnie zły chłopak!
Mały pomocnik Kinjury, skorzystał z naszej rozmowy i z długiego pręta bambusu i kawałka sznurka, zaimprowizował wędkę. Na końcu sznurka umocował kulkę z tytoniu, wyciągniętego ukradkiem z woreczka starego i manewrował wędką w stawie lotosów. Żaba połknęła kulkę. Chłopak podniósł ją wysoko ponad kamienie, a biedne zwierzę grzebało się i rwało w konwulsyjnym przestrachu.
— Kajii! — krzyknął ogrodnik na okrutnika. Chłopiec, śmiejąc się, rzucił wędkę i stanął nieustraszony przed nami, podczas gdy żaba, uwolniwszy się wreszcie od tytoniu, wskoczyła napowrót do stawu. Widocznie Kaji niezbyt obawiał się kary.
— Gosho-ga-warni — zawołał stary potrząsając łysą głową — o Kaji, obawiam się, że twoje przyszłe urodziny nie będą dobre. Czy ja kupuję tytoń dla żab?… No czy nie miałem racyi panie, gdym mówił—że ten chłopiec ma tylko jedną duszę?..