Strona:Lafcadio Hearn - Lotos.djvu/175

Ta strona została uwierzytelniona.

W swoich wysokich, fantastycznych nakryciach głowy, w fałdzistych, wspaniałych szatach i z uroczystą nieruchomością postawy, robią na pierwszy rzut oka wrażenie cudownych statui. Przypominam sobie momentalnie pewien piękny, francuski miedzioryt, przedstawiający grupę assyryjskich astrologów, który jeszcze z czasów dzieciństwa utkwił mi tak w pamięci. Tylko oczy ich poruszają się na widok naszego przybycia. Gdy wchodzę na schody, wszyscy równocześnie pochylają głowy przedemną, jestem bowiem pierwszym cudzoziemcem, który dostąpił zaszczytu spotkania w świątyni książęcego hierofanta, pana ich i potomka bogini słońca, tego — który przez miliony wierzących odległych krajów prastarej prowincyi, Ikigami, nazywany jest „żyjącem bóstwem”.
Zdejmuję obuwie; w chwili, gdy chcę wchodzić na schody, objaśnia mnie ów wysoki kapłan, który nas najpierw przyjął, iż według reguły religijnej i starego zwyczaju, przed zbliżeniem się do świętego ołtarza nastąpić musi oczyszczenie. Wyciągam ręce i kapłan nalewa mi na nie trzy razy z bambusowego naczynia o długiej rękojeści, wody świętej, a potem podaje mi do obtarcia mały, niebieski ręcznik, cały pokryty białemi, tajemniczemi znakami. Wchodzimy wszyscy na górę — ja w mojem niezgrabnem, cudzoziemskiem ubraniu, z uczuciem brudnego barbarzyńcy.
Na przerwie schodów, kapłan zatrzymuje się i zapytuje mnie o moje stanowisko społeczne. W Ki-