Strona:Lafcadio Hearn - Lotos.djvu/187

Ta strona została uwierzytelniona.

się z siedzenia. Jest bosa i odziana w śnieżno białą tkaninę. Tylko z pod rąbka tej śnieżno-białej szaty, przebija purpurowe jedwabne hakama. W chodzi na mały stolik, stojący w pośrodku sali. Na stole leży przedziwny instrument, rodzaj gałązki, ze zwieszonemi odnóżkami, na których zawieszone są dzwoneczki. Bierze do ręki instrument i rozpoczyna święty taniec, jakiego nigdy nie zdarzyło mi się widzieć.
Każdy jej ruch jest poematem, tak jest wdzięczny — i właściwie nie można tego nazwać tańcem, gdyż jest to raczej lekkie, faliste chodzenie wewnątrz koła, przyczem w regularnych odstępach czasu porusza instrumentem tak, że wszystkie dzwoneczki dźwięczą. Twarz jej przytem robi wrażenie pięknej maski, ma wyraz słodki i łagodny, jak oblicze śniącej kwan-on, a białe jej stopy mają tak czyste linie, jak stopy nimf marmurowych. W śnieżno-białej szacie, z bladą, niewinną twarzyczką, podobna jest raczej do statuy, niż do żywej japońskiej dziewczyny. Tony tajemniczych fletów drżą i płaczą nieustannie, a uderzenia bębna odzywają się niby głosy jakiejś przysięgi.
Taniec ten nazywa się tańcem Miko — prorokini.
Zwiedzamy następnie inne budynki, należące do świątyni, dom zapasów, bibliotekę, halę zbiorów, potężną budowlę o dwóch piętrach, z doskonale zachowanymi portretami trzydziestu sześciu wielkich poetów, które malował Tosa no Mitsuoki, więcej niż przed tysiącem lat.