Strona:Lafcadio Hearn - Lotos.djvu/191

Ta strona została uwierzytelniona.

przyjemności. Ale Kami, który moją przykrość spostrzegł, rozgniewał się na niego. Ale naprawię wszystko”. To powiedziawszy, wyszeptał kilka tajemniczych wyrazów i oficer natychmiast odzyskał władzę.
Wracamy znowu przez ciszę tego świętego kraju mgieł i legend; droga nasza wije się jak przedtem śród dojrzewających pól ryżowych, nakrapianych symbolicznemi strzałami, śród dalekich, zielonych szczytów, które noszą imiona bogów. Niby w marzeniu widzę przed sobą dalekie avenue, szereg torii ze swojemi olbrzymiemi shime-nawa, majestatyczne oblicze guji, dobrotliwy uśmiech kapłanów i cudownie piękny taniec młodej kapłanki w białych szatach. Zdaje mi się, że z daleka dobiega mnie odległe klaskanie w dłonie, niby plusk fal. Nie mogę oprzeć się pewnemu uczuciu dumy na myśl, że to wszystko, czego dotąd żaden cudzoziemiec godnym nie był, było przedemną otwarte: wnętrze najstarszej świątyni japońskiej, święte narzędzia, przedziwne rytuały prymitywnego kultu religijnego, godne studyów antropologów i folklorystów. Bo widzieć Kizuki, nie znaczy to zwiedzić tylko świątynię.
Widzieć Kizuki, znaczy wejrzeć w samo centrum żywego shintoizmu, czuć bicie pulsu prastarej wiary, która w dziewietnastym wieku jest jeszcze tem samem, czem była w czasach zamierzchłych, o których mówi nam tylko Kojiki, owa kronika, pisana wprawdzie nieznanym nam językiem, ale żyjąca w ustnem opowiadaniu po dzisiejsze czasy.