Strona:Lafcadio Hearn - Lotos.djvu/203

Ta strona została uwierzytelniona.

Jakkolwiek wiem, że to, co czynię jest złem, zmuszają mnie jednak do tego warunki i moje własne serce. Dlatego ośmielam się prosić, wybaczcie mi.
Odchodząc do Meido, nie zapomnę nigdy waszej dobroci, wielkiej, jak morze i góry. Z cieniu traw będę się starała wynagrodzić wszystko wam i waszemu domowi. Jeszcze raz z głębi serca błagam wybaczcie mi.
Miałabym jeszcze dużo do pisania, ale serce moje teraz nie jest sercem i muszę wkrótce odejść. Kładę więc pędzel.
To wszystko, co umiałam wyrazić. Kane upada wam do nóg.
Kane.
— Jest to charakterystyczny list shinju — rzekł mój przyjaciel po krótkiej chwili milczenia, wsuwając napowrót pismo do koperty. — Dlatego sądziłem, że pana zainteresuje. Chociaż już ciemno, muszę jeszcze iść na cmentarz zobaczyć co słychać z grobem. Może pan pójdzie ze mną?
Idziemy drogą, przez długi biały most, na „ulicę świątyni”, w stronę starego hakaba (cmentarz) Myokoji. Mrok zapada; po nad dachami świątyni błyszczy wąski sierp księżyca.
Nagle ciszę gwieździstej nocy przerywa niski, głęboki, słodki śpiew męski; śpiew, pełen dziwnych, czarujących tonów, jak śpiew ptaka. Zapewne jakiś robotnik w powrocie do domu. Powietrze jest tak czyste, że każda sylaba słowa dźwięczy głośno. Treści jednak nie rozumiem.