Strona:Lafcadio Hearn - Lotos.djvu/21

Ta strona została uwierzytelniona.

Błyszczące słońce przedziera się przez papier i oblewa wnętrze świątyni, jak gdyby blaskiem księżyca. Przez chwilę nie mogę odróżnić nic. Po chwili dopiero, oczy moje przyzwyczajają się do ciemności i dostrzegam przed ścianą, otaczającą sanktuarium z trzech stron, kształty olbrzymich kwiatów, które jakby jakieś sylwetki rysują się na tle białego światła. Przybliżam się i widzę, że są to symboliczne kwiaty lotosu, zrobione z papieru, z pokręconymi liśćmi, złoconymi na wierzchu, a jasno zielonymi pod spodem. W głębi, naprzeciw wejścia, wznosi się niby maleńka złota świątynia, ołtarz Buddhy, wspaniały, wysoki ołtarz, pełen złoconych i bronzowych przedmiotów, przedzielony skrzynką na dwie części. Nie widzę żadnej statuy. Tajemniczo tylko błyszczą w ciemności dziwne postacie z polerowanego metalu...
Młody mężczyzna, który mnie wprowadził do świątyni, zbliża się teraz, i wskazując ręką na bogato zdobiony przedmiot pomiędzy grupą kandelabrów w środku ołtarza, ku wielkiemu mojemu zdumieniu, odzywa się doskonałą angielszczyzną:
„To jest skrzynka Buddhy“.
„Chciałbym złożyć ofiarę“ — odpowiadam.
„To nie jest obowiązujące“ — mówi z uprzejmym uśmiechem.
Obstaję jednak przy swojem, a on kładzie mój drobny datek na ołtarzu. Potem zaprasza mnie do swego własnego mieszkania, w skrzydle budynku, do wielkiego jasnego pokoju, bez mebli, ale pokrytego matami. Siadamy na podłodze i rozmawiamy. Opowiada mi, że jest w świątyni uczniem.