Strona:Lafcadio Hearn - Lotos.djvu/223

Ta strona została uwierzytelniona.

szcze bardziej, aby mojego odejścia nie przeoczyć W tylnej ścianie domu jest okno, którego papier ma kilka otworów, a w każdym otworze widzę oko. Gdy się zbliżam do okna, mali ciekawscy osuwają się na ziemię z kaskadami śmiechu i odbiegają. Ale wkrótce powracają napowrót. Można sobie wyobrazić tę cudowną rzeszę, prawie samych chłopców i dziewcząt, z powodu upału pół nagich, ale świeżych i różowych jak pąki kwiatów. Prawie wszystkie twarze są niezwykle ładne, zaledwie kilka można nazwać brzydkiemi. Ale gdzie są mężczyźni i stare kobiety? Ludność ta wydaje się być nie z Kaga-ura, ale raczej z Sai-no-Kawara. Chłopcy wyglądają jak małe Jizo.
Podczas jedzenia zabawiam się, wkładając w otwory papieru gruszki i małe kawałki rzodkwi. Na razie widzę wzdraganie się i słyszę srebrny chichot, ale po chwili przesuwa się sylwetka maleńkiej ręki i gruszka znika. Potem znika druga, ale tak delikatnie brana, jakby ręką ducha. Nieśmiałość rozprasza się zupełnie, pomimo usiłowań starej kobiety, która chcąc podnieść panikę, woła: — „Ma-hotsukai! Czarownik“!
Gdy wieczerza się kończy i ściany zostają odsunięte, jesteśmy już wszyscy dobrymi przyjaciołmi. Tłum zajmuje swoje cztery dawne posterunki i przygląda się dalej w milczeniu. Nigdy nie widziałem tak uderzającej różnicy pomiędzy wyglądem ludności dwóch wiosek, jak między młodzieżą Mitsu-ura, a Kaga. A jednak te dwie wioski są zaledwie o dwie godziny drogi od siebie oddalone. W we-